Na jednym z forow przeczytalem, ze gdyby nie imprezy prowadzone przez Krisa w Ekwadorze i jego okrzyki kilka lat wstecz, muzyka klubowa moglaby sie w ogole nie rozwinac.. Na pewno w jakims stopniu to prawda. Wg mnie z tego wynika, ze w Polsce w ogole mogloby nie byc tego pozytywnego zamieszania z ta muzyka
Zgadza sie, ze okrzyki czy czytanie pozdrowien przez polowe imprezy jest przegieciem, ale czasy sie zmieniaja, "dojrzewamy" i chyba jednak pomalu zmierzamy w kierunku standardow zachodnich ( Pytanie czy tego oczekuja klubowicze
wyobrazacie sobie jak rezydent klubu - badz ktokolwiek - w ogole sie nie przywita sie z publicznoscia ? Czy o to powinno chodzic ? ) [/center]








